Road to Paris 2024: Valencia – Dzień 3 [POLSKA-FINLANDIA]

Ostatni dzień rozgrywek grupowych i dwa mecze, których bezpośrednią stawką jest awans do półfinału. Liban-Angola, zwycięzca gra z Bahamami. Oraz, co najbardziej nas interesuje, Polska-Finlandia. Na wygranego czeka Hiszpania. Zapraszam na podsumowanie!

fot. FIBA

LIBAN – ANGOLA 74:70

Spotkanie zaczęło się niespodziewanie, bo od prowadzenia 8:0 ekipy z Bliskiego Wschodu. Angola, co było dla mnie zaskakujące, nie wbijała się pod kosz, aby wykorzystywać swoją fizyczność, ale przede wszystkim próbowała rzutów zza łuku (w pierwszej połowie mieli więcej prób za 3 niż za 2). Nie osiągali jednak z dystansu wiele. Zbierali co prawda piłkę w ataku, ale kolejne ponowienia nie przynosiły im punktów. A kiedy w końcu zaczęli częściej próbować za 2… To nie było lepiej. Afrykanie pudłowali nawet z najprostszych pozycji. Wyglądało to tak, jakby nie zdołali się zregenerować po wyczerpującym pojedynku z Hiszpanią. Liban zaś, chociaż miał problemy ze zbiórkami i stratami, to jednak przed przerwą rzucał na nawet przyzwoitych procentach (w porównaniu do Angoli – 43% za 2 i bardzo dobre 44% za 3 vs 25% za 2 i 19% za 3). A przede wszystkim zdobywali oczka z linii rzutów wolnych – w pierwszej połowie za 1 gracze z Azji rzucali 17 razy, przy tylko dwóch próbach rywali). Kulała co prawda skuteczność (tylko 65%), ale nadal dało to zastrzyk punktowy. Angola, po niemrawym początku, zaczęła twardziej bronić i zbliżyła się na 2 oczka. Jednak potem to Liban wykonał run 11-2, zamykając wynik pierwszej połowy. Do przerwy było 35-24 dla zespołu z Bliskiego Wschodu. Wynik jak po ofensywnej jednej kwarcie, a tu rozegrano już dwie.

fot. FIBA

Po zmianie stron Angola ruszyła do odrabiania strat. W końcu coś zatrybiło i gracze z Afryki zaczęli trafiać spod kosza. Dokładając do tego twardą obronę zdołali zbliżyć się na trzy punkty – a po chwili doprowadzić do remisu. Nie zatrzymali się i zdołali wyjść w tej części nawet na +3. Libańczycy jednak może nieregularnie, ale dokładali kolejne punkty – głównie z wolnych albo za 2. Przed ostatnią odsłoną było 45-44 dla Angoli.

fot. FIBA

Warto zaznaczyć, że przez cały mecz było sporo przerw w grze. Do początku czwartej kwarty sędziowie przyznali po dwa przewinienia niesportowe i techniczne. Po dwóch minutach ostatniej odsłony znowu mieliśmy przerwę na wideoweryfikację. Po niej zaś gwizdnięto trzeciego w tym meczu niesporta. Dwa wolne wykorzystał Zeinoun z Libanu – po czym zaraz po kolejnej akcji technicznym za floppowanie został ukarany zawodnik z Bliskiego Wschodu. Spotkanie zaostrzało się, a walka toczyła się o każdą piłkę. Bardzo ważną trójkę w kontrze trafił na 5:44 do końca Spellman, wyprowadzając Liban na +7. Trener Angoli poprosił o czas. To jednak nie zatrzymało rozpędzonych graczy z Bliskiego Wschodu. Na wsad Bango odpowiedzieli dwoma trójkami, co wymusiło kolejną przerwę na żądanie (było wówczas już +11). Ten mecz jednak był daleki od rozstrzygnięcia. Najpierw atomowy wsad De Sousy, a potem przechwyt, faul Libanu i – tak, zgadliście, kolejna przerwa na wideoweryfikację. Czwarty faul niesportowy stał się faktem, a straty po wolnych stopniały do 7 oczek na 3:22 do końca. De Sousa w następnej akcji znów zaliczył wsad (tylko +5), ale ugodził przy tym Haidara, co znowu spowodowało przerwę. Tym razem jednak obyło się bez oglądania wideo, po prostu dano zawodnikowi z Libanu czas na dojście do siebie.

fot. FIBA

Tak, ten mecz był intensywny, ale przeciągał się też niesamowicie. Z jednej strony to dobrze, bo czuć było stawkę i to, jak bardzo jednym i drugim zależy. Ale jednak danie główne (przynajmniej dla nas) dopiero miało nadejść. Zatem ja już bardziej nie przedłużam – Liban zdołał utrzymać przewagę i nieco niespodziewanie awansował do półfinału, wygrywając 74-70. Afrykanie dali z siebie wszystko, odrabiając w niecałą minutę (od 1:08 do 10.3 do końca) 6 z 8 punktów straty. Gracze z Bliskiego Wschodu w kluczowym momencie trafili jednak dwa wolne i na 6 sekund do zakończenia meczu było +4 – a więc dwa posiadania. Angola przegrała oba swoje spotkania i żegna się z szansami na awans na Igrzyska. Najlepszymi strzelcami meczu byli: dla zwycięzców Spellman (22 punkty i 13 zbiórek), dla pokonanych Goncalves (13). Double-double ze zbiórkami zaliczyli Bongo i De Sousa – ale to nie wystarczyło. Liban zagra w sobotę z Bahamami.

fot. FIBA

POLSKA – FINLANDIA 88:89

Rozpoczęliśmy ten mecz ze Slaughterem na rozegraniu oraz z Ponitką, Sokołowskim, Sochanem i Balcerowskim. Od początku było widać, że Polacy wyszli na parkiet z zupełnie innym nastawieniem. Agresywnie wbijali się pod kosz oraz lepiej bronili – już na początku pierwszej kwarty wymusili dwa faule w ataku, a Olek Balcerowski zanotował blok. W ataku bardzo agresywny był Mateusz Ponitka – co przynosiło efekty. Nasz kapitan większość czasu rozgrywał, co również źle nie wyglądało. Dużo lepiej dysponowany był dzisiaj Slaughter, a w końcówce zbiórki oraz punkty z wolnych notował Sochan. Na minus można naszym zaliczyć mimo wszystko wciąż liczne problemy w obronie – momentami nie wracaliśmy do kontr albo źle podwajaliśmy, zostawiając wolne pozycje rywalom. Ponadto kompletnie nijakie wejścia zaliczył w pierwszej połowie Andrzej Mazurczak – 8 minut, 0 rzutów (raz w sumie próbował, ale nie zostało to zaliczone do statystyk, bo faulował w ataku) 0 asyst, 3 faule. Nie robił różnicy w ataku, zaś w obronie Finowie z dobrym skutkiem go atakowali. Plusy przeważały jednak nad minusami i do przerwy prowadziliśmy 47-38.

fot. FIBA

Po zmianie stron graliśmy coraz lepiej. Agresja w obronie oraz wbijanie się pod kosz przynosiły efekty – brylował w tym zwłaszcza Ponitka, który niemal co chwilę stawał na linii rzutów wolnych. Niestety, nie trafialiśmy za 1 zbyt celnie. Idealnie podsumowują to rzuty Igora Milicicia Jra, gdy był faulowany przy rzucie za 3: nie trafił ani razu. Nie zawsze jednak było tak źle ze skutecznością, dzięki czemu przewaga stopniowo rosła i przed ostatnią kwartą wydawało się, że mamy ten mecz pod kontrolą.

fot. FIBA

Finałową odsłonę otworzył trójką Jarek Zyskowski i byliśmy 14 oczek z przodu. To jednak nie był koniec. Finowie, głównie dzięki trójkom ich środkowego, Madsena, wrócili do gry – Olek notorycznie wychodził daleko po zasłonie do gracza z piłką, po czym następowało podanie do centra i rzut z czystej pozycji. Polacy zaś przestali grać swoich zwykłych akcji i zamiast tego rzucali po koźle w izolacji. I tak przewaga wyparowała. W ostatnich minutach trwała już walka kosz za kosz, a różnica wynosiła najwyżej jedno posiadanie. Bardzo ważną akcję w obronie zanotował na 48 sekund do końca Sochan, który zdołał przechwycić piłkę od kozłującego gracza. Jednak po drugiej stronie Mateusz Ponitka nie trafił trójki po koźle z odejścia (standardowa akcja, którą wiedzieliśmy w jego wykonaniu wiele razy w końcówkach). Finowie zdołali wywalczyć dwa rzuty wolne, które trafili i zrobiło się plus jeden dla nich – a nam zostało niecałe 20 sekund. Po przerwie zaczęliśmy spod własnego kosza i doprowadziliśmy do tego, że niezłą pozycję z półdystansu dostał AJ. Nie trafił jednak, ale walcząc udało nam się zebrać piłkę i Olek próbował jeszcze dobitki. Piłka nie wpadła jednak do kosza i to Finowie cieszyli się ze zwycięstwa. 88-89. Koniec marzeń o Igrzyskach.

fot. FIBA

Trener Milicic momentalnie po końcowym gwizdku podbiegł do sędziów, argumentując, że nasz środkowy był przy tej dobitce faulowany. Gwizdka jednak nie było. Później na konferencji nasz selekcjoner wyraził swoje niezadowolenie, mówiąc, że sędziowanie powinno być spójne. Polecam samemu posłuchać całości wypowiedzi: https://www.youtube.com/watch?v=K9GkCh3STgM

Najwięcej punktów dla Polaków zdobyli Slaughter (21), Sochan (20) i Ponitka (17). Dla Finów 20 miał Jantunen, a 18 (3/3 za 2 i 3/3 za 3) Madsen. Nie trafiliśmy aż 14 wolnych (24/38, 63% skuteczności). Bardzo dobrze rzucaliśmy za 3 (52%) i solidnie za 2 (50%). Dobiły nas te wolne, bo ani nie przegraliśmy zbiórki, ani nie mieliśmy więcej strat. Ale zagraliśmy naprawdę dobry mecz – przez trzy kwarty byliśmy drużyną lepszą. Szkoda, że to nie wystarczyło do zwycięstwa.

Finowie w sobotę zmierzą się z Hiszpanią.

fot. FIBA

Chociaż Kosz Kadra odpadła z turnieju, to jednak ja zostaję do końca, aby zobaczyć, czy Hiszpania na pewno da radę awansować na Igrzyska. Wszystko na to wskazuje, ale koszykówka potrafi zaskakiwać. Trzymajcie się!